nim dotarłem do koryta rzeki przy Jhinudandu. Droga zaczęła się rozdzielać, a mój szlak prowadził mnie kompletnie zniszczoną ścieżką. Wpierw musiałem pokonać uskok skalny, by po paru krokach znaleźć się na skraju urwiska z odsuniętym zboczem. Gdy ostrożnie pokonałem ten odcinek odkryłem, że ta ścieżka od dłuższego czasu jest zastąpiona drogą biegnącą parę metrów nade mną. Przygody się nie kończyły. Najmniej problemów sprawiło mi przekroczenie koryta rzecznego po starym spróchniałym moście. Chwilę później czekało mnie długie i ostre wzniesienie, które okazało się nie małą przeszkodą. Na sam koniec odbyłem już tylko krótki spacerek po lesie by znaleźć się przy gorących źródłach.
Gorące źródła ściągają rzesze turystów. Temperatura samej wody sięga około 30 stopni i spływa prosto z głębi gór. Po przyjemnej odświeżającej kąpieli przyszła pora by wrócić tą samą ścieżka którą przybyłem, a przynajmniej cofnąć się do miejsca w którym przekraczałem koryto rzeczne i urwisko. Tym razem jednak postanowiłem ominąć urwisko ominąłem bezpieczną ścieżką. Przez dłuższy czas wędrowałem wzdłuż strumienia wody, aż dotarłem do kolejnej wioski Himalpani. Tym razem czekał mnie spacer po podwieszanym moście o długości około 100 metrów. Most wyglądał jakby zaraz miał się zarwać. Liczne dziury w deskach, stare liny i silny wiatr bujający mostem sprawiał, że przejście nie wyglądało pewnie. Kiedy przekroczyłem most i przeszedłem kilkaset metrów dalej odkryłem, że w okolicy znajdował się nowy i lepiej prezentujący się bliźniaczy most.
Miałem za sobą już 10 godzin wędrówki kiedy wkroczyłem do Landruk. Z jednej z pierwszych chatek wioski wyłoniła się młoda dziewczyna, która sama zaproponowała mi nocleg. Chwilę pogadaliśmy, po czym udało mi się utargować korzystną cenę pokoju z niesamowitym widok na całą okolicę. Wieczór mogłem spędzić pijąc herbatę podczas planowania kolejnego dnia wyprawy oraz na podziwianiu zapadającego zmroku nad Himalajami.
Dzień 6 10.03.17 IV dzień trekkingu Pokhara Obudziły mnie odgłos ciężkich kropel deszczu spadające na dach mojego pokoju. Po raz kolejny przekonałem się, że pogoda w Himalajach jest trudna do przewidzenia. Była godzina 4 rano, a całą okolicę spowijał mrok. Schowałem głowę w śpiworów i liczyłem na poprawę pogody do rana. Trzy godziny później deszcz dalej nie przestawał padać. Gospodyni uświadomiła mnie, że pogoda nie poprawi się tego dnia.
Do Pokhary pozostało mi zaledwie kilka godzin drogi. Zdecydowałem, że ten ostatni odcinek trekkingu pokonam w deszczu. Moje przeczucie sprzed paru dni, by nie iść w wyższe partie gór, nie zawiodło mnie. Jak się później dowiedziałem pogoda na wysokości 4000 metrach, dokąd początkowo zmierzałem, była naprawdę zła jak na ten okres. Z Landruk do cywilizacji wiodła szeroka gruntowna drogą przeznaczona dla samochodów terenowych i pieszych turystów. Oznaczało to, że trasa nie będzie wybitnie wymagająca. Pogoda ani na chwilę się nie poprawiała. Cały dzień maszerowałem w deszczu, a niebo było pokryte ciemnymi chmurami. Zimny wiatr dawał się we znaki, a po drodze przez większość czasu nie spotkałem nikogo.
Po paru godzinach zszedłem ze szlaku na główną drogę wiodącą prosto do Pokhary. Liczyłem, że złapie jakiś autobus który zabierze mnie do miasta. Okazało się, że transport publiczny w ten dzień jeździł bardzo rzadko. Stałem więc na drodze i mokłem. Niektórzy Nepalczycy widząc mnie na poboczu zatrzymywali się swoimi osobistymi samochodami by zaoferować mi transport do miasta. Każdy rzucał nie małą kwotę za swoją usługę. Kiedy zatrzymywała się przy mnie taksówka od razu chciałem ją odprawić. Taksówkarz sam zaczął się ze mną targować i szybko zszedł z ceny. W taką pogodę moja pozycja do targowania nie była zbyt silna więc przystałem na jego propozycję. W mieście również lało. Na dziurawych drogach powstawało wiele kałuż. Taksówkarz jechał przed siebie nie zważając na konsekwencje. Nie liczył się ani z samochodem, ani z pasażerami. Chwilę mu zajęło i znaleźliśmy się w centrum miasta, po czym stanął gdzieś na drodze i zwrócił się do mnie: - Koniec trasy. Musisz tu wysiąść. - Dlaczego? - zapytałem z lekkim nastawieniem bojowym. - Bo za te pieniądze to ja cię dalej nie zawiozę. - Nie taka była umowa! - postawiłem się. - Dasz więcej to podrzucę Cię do hotelu. - Może jak dam mniej to ty mnie już dalej nie będziesz musiał podwozić. Nepalczyk był w szoku, a ja podirytowany. Nie kontynuowałem rozmowy tylko zapłaciłem ustaloną kwotę i ruszyłem w drogę. GPS wskazał mi drogę do najbliższego hostelu, który znajdował się około 500 metrów od miejsca w którym wysiadłem z samochodu. Kiedy dotarłem do hostelu, okazało się, że nie pozostało w nim wiele miejsc wolnych. Wziąłem jedno z ostatnich wolnych łóżek w pokoju wieloosobowych, po czym przywitałem się grzecznie ze współlokatorami a następnie wypakowałem wszystkie moje rzeczy na łóżko. Jedyne o czym wtedy marzyłem to by wziąć gorący prysznic i założyć suche ciuchy. Ubrania na szczęście nie zamokły ale ciepłego prysznica nie uświadczyłem. Nie pozostało mi nic innego jak ogrzewać się pod kocem przez resztę dnia.
Ciąg dalszy nastąpi...Miałem za sobą już cały trekking po Himalajach. Praktycznie w każdych warunkach atmosferycznych. Oglądałem wschód słońca nad Annapurną oraz kąpałem się w gorących źródłach. Teraz przyszedł czas by wziąć udział w święcie Holi, jednym z najwspanialszych festiwali kolorów na świecie.
Dzień 7 11.03.17 World Peace Pagoda Po deszczowej nocy przyszedł czas na bardzo słoneczny dzień. Nie sądziłem, że pogoda w Nepalu po raz kolejny może się tak diametralnie zmienić. W Pokharze zrobiło się ciepło i przytulnie, tylko czasem słońce chowało się za chmurami. Pierwszym miejscem które postanowiłem odwiedzić było jezioro Phewa. Miejscem bardzo popularnym wśród turystów i mieszkańców Nepalu, gdyż zachwyca niesamowitymi widokami kolorowych łodzi na tle majestatycznych gór.
Wzdłuż wschodniej części tego jeziora ciągnie się wypoczynkowy obszar. Funkcjonuje tam wiele kawiarń, restauracji i pubów, a na bulwarze kręci się wielu spacerowiczów. Na samym jeziorze znajduje się wyspa, a na niej świątynia Tal Barahi Temple. Tłumy chętnych ustawiają się w długie kolejki aby dostać się tam łodzią.
Też mnie zaczepił uczeń tej szkoły. 15 minut musiałem mu tłumaczyć (oraz jego nauczycielowi), że nie jestem zainteresowany kupnem mandali. Następnie na chwilę wpadłem do niego na herbatę, poprosił mnie abym kupił jakiś ryż i mleko dla dziecka - powiedziałem, że nie ma sprawy. Poszliśmy więc do sklepu, a on...Załadował na ladę zakupy za ponad 150$! Najpierw się uśmiechnąłem, a następnie powiedziałem, że chyba zaszło jakieś nieporozumienie. Dałem mu 10$ i odwróciłem się na pięcie. Dziwnym sposobem nagle przestał się uśmiechać i mówić jaką jestem wspaniałą osobą. Chyba się zdenerwował, że zmarnował te 3-4 godziny
@tymeq1 Szczerze Ci powiem, że trafiłem dwukrotnie na uczniów różnych szkół. I z jednymi i drugimi posiedziałem parę godzin. Za pierwszym razem jak byłem w Katmandu to poznałem właśnie ucznia wyżej opisanej nepalskiej szkoły. Chłopak nie był natarczywy, utrzymuję z nim kontakt do dzisiaj. W drodze powrotnej jak odwiedzałem Katmandu po raz kolejny, trafiłem na innego ucznia innej szkoły. Ten był już bardzo namolny i jak opuszczałem go z niczym był mniej przyjazny.
:)A o sytuacjach z mlekiem dla dziecka słyszałem ale nie spotkała mnie. W takim przypadku zawsze trzeba się pytać sprzedawcy przed kupnem ile co kosztuje bo nawet głupie mleko okaże się majątkiem.
:)
Ekstra relacja! Byłem prawie dokładnie w tym samym momencie w Nepalu co ty
;-) Od 1 do 21 marca. byliśmy na Everest base camp trek, ale oczywiście dorwało nas to samo pogorszenie pogody... Prognozy były na tyle złe, że zdecydowaliśmy się zrobić odwrót z Dingboche do Namche, w którym potem padał śnieg przez 2 dni. Poza tym wszechobecne zimno też dało się we znaki, czapki zimowej nie zdjąlem przez 4 dni. Miejscowi mówili że ten marzec jest najzimniejszy jaki kojarzą. Ale wspomnienia i wyprawa przecudowne. Święto Hali spędziliśmy w Kathmandu, coś niesamowitego, tysiące ludzi szło przez całe miasto aby spotkać się i świętować na Durbar Sqare. A w Bhaktapur byliśmy tego samego dnia heh
;-) pozdrawiam
@gecko Dzięki! Za rok musisz się tam wybrać! Przygoda życia!
:)@Wojtas_88 Dzięki również. Coś czuję że gdzieś na pewno minęliśmy w Nepalu. A pogoda w górach była dość nieprzyjemna ale i tak była to bardzo fajnie wyprawa
:) Masz gdzieś swoją relacje? Bo chętnie bym poczytał i obejrzał zdjęcia z tego samego okresu innym okiem
:)
Quote:-- 31 Lip 2017 14:26 -- @Wojtas_88 Dzięki również. Coś czuję że gdzieś na pewno minęliśmy w Nepalu. A pogoda w górach była dość nieprzyjemna ale i tak była to bardzo fajnie wyprawa
:) Masz gdzieś swoją relacje? Bo chętnie bym poczytał i obejrzał zdjęcia z tego samego okresu innym okiem
:) Niestety nie zrobiłem relacji. Ciągle brak czasu, ale może i mnie zainspirujesz i postaram się kiedyś coś napisać
:) Przed wyjazdem bałem się, że będzie potem takie uczucie, że po zobaczeniu Himalajów już żadne góry nie będą mnie kręciły, ale na szczęście tak nie jest. Himalaje są niesamowite, trzeba je zobaczyć na własne oczy. To uczucie kiedy musisz wysoko zadrzeć głowę, widzisz góry, nad górami chmury a potem jeszcze nad tymi chmurami wystają ośnieżone szczyty - bajka. Chyba też trochę uzależniają, bo już na 2018 planuje znowu lecieć do Nepalu z żoną
:DUcieczka z Dingboche przez załamaniem pogody
A tak wygląda ucieczka z Namche Bazaar następnego dnia
;)
Pozdrawiam i masz mój głos na relację miesiąca
;)
nim dotarłem do koryta rzeki przy Jhinudandu. Droga zaczęła się rozdzielać, a mój szlak prowadził mnie kompletnie zniszczoną ścieżką. Wpierw musiałem pokonać uskok skalny, by po paru krokach znaleźć się na skraju urwiska z odsuniętym zboczem. Gdy ostrożnie pokonałem ten odcinek odkryłem, że ta ścieżka od dłuższego czasu jest zastąpiona drogą biegnącą parę metrów nade mną.
Przygody się nie kończyły. Najmniej problemów sprawiło mi przekroczenie koryta rzecznego po starym spróchniałym moście. Chwilę później czekało mnie długie i ostre wzniesienie, które okazało się nie małą przeszkodą. Na sam koniec odbyłem już tylko krótki spacerek po lesie by znaleźć się przy gorących źródłach.
Gorące źródła ściągają rzesze turystów. Temperatura samej wody sięga około 30 stopni i spływa prosto z głębi gór.
Po przyjemnej odświeżającej kąpieli przyszła pora by wrócić tą samą ścieżka którą przybyłem, a przynajmniej cofnąć się do miejsca w którym przekraczałem koryto rzeczne i urwisko. Tym razem jednak postanowiłem ominąć urwisko ominąłem bezpieczną ścieżką.
Przez dłuższy czas wędrowałem wzdłuż strumienia wody, aż dotarłem do kolejnej wioski Himalpani. Tym razem czekał mnie spacer po podwieszanym moście o długości około 100 metrów. Most wyglądał jakby zaraz miał się zarwać. Liczne dziury w deskach, stare liny i silny wiatr bujający mostem sprawiał, że przejście nie wyglądało pewnie. Kiedy przekroczyłem most i przeszedłem kilkaset metrów dalej odkryłem, że w okolicy znajdował się nowy i lepiej prezentujący się bliźniaczy most.
Miałem za sobą już 10 godzin wędrówki kiedy wkroczyłem do Landruk. Z jednej z pierwszych chatek wioski wyłoniła się młoda dziewczyna, która sama zaproponowała mi nocleg. Chwilę pogadaliśmy, po czym udało mi się utargować korzystną cenę pokoju z niesamowitym widok na całą okolicę. Wieczór mogłem spędzić pijąc herbatę podczas planowania kolejnego dnia wyprawy oraz na podziwianiu zapadającego zmroku nad Himalajami.
Dzień 6 10.03.17 IV dzień trekkingu Pokhara
Obudziły mnie odgłos ciężkich kropel deszczu spadające na dach mojego pokoju. Po raz kolejny przekonałem się, że pogoda w Himalajach jest trudna do przewidzenia. Była godzina 4 rano, a całą okolicę spowijał mrok. Schowałem głowę w śpiworów i liczyłem na poprawę pogody do rana.
Trzy godziny później deszcz dalej nie przestawał padać. Gospodyni uświadomiła mnie, że pogoda nie poprawi się tego dnia.
Do Pokhary pozostało mi zaledwie kilka godzin drogi. Zdecydowałem, że ten ostatni odcinek trekkingu pokonam w deszczu. Moje przeczucie sprzed paru dni, by nie iść w wyższe partie gór, nie zawiodło mnie. Jak się później dowiedziałem pogoda na wysokości 4000 metrach, dokąd początkowo zmierzałem, była naprawdę zła jak na ten okres.
Z Landruk do cywilizacji wiodła szeroka gruntowna drogą przeznaczona dla samochodów terenowych i pieszych turystów. Oznaczało to, że trasa nie będzie wybitnie wymagająca.
Pogoda ani na chwilę się nie poprawiała. Cały dzień maszerowałem w deszczu, a niebo było pokryte ciemnymi chmurami. Zimny wiatr dawał się we znaki, a po drodze przez większość czasu nie spotkałem nikogo.
Po paru godzinach zszedłem ze szlaku na główną drogę wiodącą prosto do Pokhary. Liczyłem, że złapie jakiś autobus który zabierze mnie do miasta. Okazało się, że transport publiczny w ten dzień jeździł bardzo rzadko. Stałem więc na drodze i mokłem. Niektórzy Nepalczycy widząc mnie na poboczu zatrzymywali się swoimi osobistymi samochodami by zaoferować mi transport do miasta. Każdy rzucał nie małą kwotę za swoją usługę. Kiedy zatrzymywała się przy mnie taksówka od razu chciałem ją odprawić. Taksówkarz sam zaczął się ze mną targować i szybko zszedł z ceny. W taką pogodę moja pozycja do targowania nie była zbyt silna więc przystałem na jego propozycję.
W mieście również lało. Na dziurawych drogach powstawało wiele kałuż. Taksówkarz jechał przed siebie nie zważając na konsekwencje. Nie liczył się ani z samochodem, ani z pasażerami. Chwilę mu zajęło i znaleźliśmy się w centrum miasta, po czym stanął gdzieś na drodze i zwrócił się do mnie:
- Koniec trasy. Musisz tu wysiąść.
- Dlaczego? - zapytałem z lekkim nastawieniem bojowym.
- Bo za te pieniądze to ja cię dalej nie zawiozę.
- Nie taka była umowa! - postawiłem się.
- Dasz więcej to podrzucę Cię do hotelu.
- Może jak dam mniej to ty mnie już dalej nie będziesz musiał podwozić.
Nepalczyk był w szoku, a ja podirytowany. Nie kontynuowałem rozmowy tylko zapłaciłem ustaloną kwotę i ruszyłem w drogę. GPS wskazał mi drogę do najbliższego hostelu, który znajdował się około 500 metrów od miejsca w którym wysiadłem z samochodu.
Kiedy dotarłem do hostelu, okazało się, że nie pozostało w nim wiele miejsc wolnych. Wziąłem jedno z ostatnich wolnych łóżek w pokoju wieloosobowych, po czym przywitałem się grzecznie ze współlokatorami a następnie wypakowałem wszystkie moje rzeczy na łóżko. Jedyne o czym wtedy marzyłem to by wziąć gorący prysznic i założyć suche ciuchy. Ubrania na szczęście nie zamokły ale ciepłego prysznica nie uświadczyłem. Nie pozostało mi nic innego jak ogrzewać się pod kocem przez resztę dnia.
Ciąg dalszy nastąpi...Miałem za sobą już cały trekking po Himalajach. Praktycznie w każdych warunkach atmosferycznych. Oglądałem wschód słońca nad Annapurną oraz kąpałem się w gorących źródłach. Teraz przyszedł czas by wziąć udział w święcie Holi, jednym z najwspanialszych festiwali kolorów na świecie.
Dzień 7 11.03.17 World Peace Pagoda
Po deszczowej nocy przyszedł czas na bardzo słoneczny dzień. Nie sądziłem, że pogoda w Nepalu po raz kolejny może się tak diametralnie zmienić. W Pokharze zrobiło się ciepło i przytulnie, tylko czasem słońce chowało się za chmurami. Pierwszym miejscem które postanowiłem odwiedzić było jezioro Phewa. Miejscem bardzo popularnym wśród turystów i mieszkańców Nepalu, gdyż zachwyca niesamowitymi widokami kolorowych łodzi na tle majestatycznych gór.
Wzdłuż wschodniej części tego jeziora ciągnie się wypoczynkowy obszar. Funkcjonuje tam wiele kawiarń, restauracji i pubów, a na bulwarze kręci się wielu spacerowiczów. Na samym jeziorze znajduje się wyspa, a na niej świątynia Tal Barahi Temple. Tłumy chętnych ustawiają się w długie kolejki aby dostać się tam łodzią.